Jesienne ze snu przebudzenie

Kochani moi.

Milczałam, nosem kręciłam, aż pewnego dnia Rudzik dał mi zajęcie. Taram, taram. Nastaje moje, już trzecie, wyzwanie fotograficzne z Natalią i jej gromadką rudych dusz. Ale, tak kolorowo nie było. O czym za moment się przekonacie – szaroburo pomieszane z czarnym. Wracając do rzeczy, po prostu mi nie szło. Próbowałam ruszyć głową, w lewo, w prawo, nawet kilka pomysłów się urodziło, ale wraz ze świadomością, że ja, do jasnej ciasnej, nie będę miała kiedy tego zrobić. Tak fizycznie. Gdy wychodzę jest ciemno, gdy wracam jest ciemno, a gdy okazuje się, że mam wolne, to go tak naprawdę nie mam, bo szkoła. DEJM. Okazało się, że mam dwa dni na zrobienie wszystkiego, tak od początku do końca. Nie poddałam się. Jak na złość, nie padało.

Czy jestem zadowolona ze swojego podsumowania? Cieszę się, że jest. Te piętnaście słów pociągnęło wreszcie moje myśli w dobrą stronę i utkałam kilka pstrokatych serwetek. A wizualnie? Nie jestem z siebie dumna, żałuję, że nie stworzyłam nic kreatywniejszego i po prostu ładniejszego, w sensie estetycznym. Jednak życie to nie zawsze instagramowe kompozycje, czasami to szare, zabałaganione prostokąty, za którymi kryje się zabałaganiona dusza.

Nie przedłużam, bo i tak macie co robić. Podlinkuję Wam jeszcze poprzednie edycje, siup.

No to lecimy, enjoy.

1.

Pasuje. Pasuje jak ulał. Jedno w drugie, drugie w trzecie i robi się fajowa sowa. Rozkładamy i dwoje ma w czym wypić, a w dodatku herbaciana resztka nie stygnie. Można też zaserwować herbatę w rozmiarze XXL i udawać, że znajdujemy się w najlepszym towarzystwie samego siebie.

1 pasuje

2.

Poza domem. W zasadzie, jestem każdego dnia. I nie mam tutaj na myśli budowli w rozumieniu materialnym, bo na szczęście dach nad głową mi wisi. Dom, który jest miejscem osobistym i wyłącznym. Takim, w którym poranne siku można odhaczyć bez ubierania się od stóp do głów. Takim, które może mieć bajzel kiedy chcę, na jak długo chcę i w jakim miejscu chcę, a porządek zrobię jak najdzie ta ochota. Takim, w którym mogę upuszczać rzeczy, suszyć włosy rano i zostawić brudne naczynia w zalewie bez wyrzutów. Sumienia, czy obcych. Takim, którego jeszcze nie mam.

2 poza domem

3.

Cudnie. Rosną mi te maleństwa. Do rodziny dołączyła paprotka i koperek. Wydawało mi się, że to papirus, czy coś podobnego, równie egzotycznego, ale szwagier jest przekonany, że to koperek, także nie dyskutuję (tym bardziej, że im już wyrosły trzy pędy, ale jak?!).

3 cudnie

4.

Inna twarz. A właściwie inne oczy. Całkiem inne oczy, gdy przykładam wizjer do skroni. Niby inna, a jednak jakby twarz duszy. Chociaż pomysły były jesienną sielanką, stworzyłam jesienną depresję, którą w dodatku w pełni zaakceptowałam i chociaż może żadne to górnolotne dzieła, odbijają mnie.

4 inna twarz

5.

Zaduma. Można by powiedzieć, że to takie prymitywnie nudne – kalendarz, nowy rok nowa ja i te sprawy. Jednak, nigdy wcześniej nie miałam tak wielu refleksji na temat kolejnego roku, nie tylko kalendarzowego. Zaczął się mój 25 rok bycia. Chciałabym zrobić w nim tak wiele, żeby nie umknęło mi już nic. Chciałabym wykorzystać każdą jego minutę. A jak mi idzie? Fatalnie.

5 zaduma

6.

Gdy zajdzie słońce. To już nie zostaje nic, co rzuca światło na ten szary zakamarek. Zapalam tylko kilka sznurów lampek i marzę, aby dzień na nowo zaczął wygrywać z nocą.

6 gdy zajdzie słońce

7.

Ty, ja, my. Nie wiem, dlaczego, ale uwielbiam moment, w którym mogę zapytać: „Chcesz też kawę?” albo „Pijesz herbe?”. Taki prosty, zdaje się, że dodający pracy mechanizm, a idealny. Pijąc kawę w samotności, chodzi o to, żeby czuć jej zapach, dolać idealną ilość mleka, wybrać ten kubek, na który akurat mam nastrój. Picie kawy we dwoje to jednoczesne trzymanie kubków i pilnowanie się żeby nie siorbać, bo czasami siostry są marudne w tej kwestii. Picie kawy we dwoje to przede wszystkim spędzanie czasu z tymi, których uwielbiam. To ten moment, kiedy pytam i ją robię. A później pijeMY, czasem zdąży wystygnąć, ale to inna historia, do opowiedzenia przy dużej kawie.

7 ty, ja my

8.

Najlepiej. Bo kawa i bo kubek. Tyle.

8 najlepiej

9.

Aromaty jesieni. Cała ta mała sterta nie jest przypadkowa. Wszystkie z nich podczytuję. „Słowik” to ten element, który jest obecnie numerem jeden, to jego wybieram gdy mam czas dla siebie i wiem, że mogę wyciszyć się, uspokoić i przekładać strony wystającym spod koca palcem. „Jesteś cudem” podczytuję lekcjami, gdy mam potrzebę. Nigdy nie wiem, czy akurat nie znajdę tam dla siebie czegoś, co mi pomoże. Jeśli się nie wstrzeliłam to wracam do lekcji 5. Harry Hole jest stałym towarzyszem moich podróży, zabierałam go ze sobą w te godzinne tułaczki, bo był najlżejszy z kolekcji, tak już zostało. „Kawa” to książka, którą powoli, bardzo powoli podziwiam i przeglądam, ale bez zagłębiania się, żeby jeszcze mieć na to okazję, kiedy już w pełni oddam się nauce rytuału parzenia kawy. A „Duchowe życie zwierząt” dawkuję sobie rozdziałami, bo jest piękna i treść jest piękna, o i tak.

9 aromaty jesieni

10.

Kawa czy herbata? Chociaż kawa zawsze wygrywa, to muszę przyznać, że jesień jest porą herbacianą. Już w zimie zauważam spadek jej spożycia, nieznaczny, ale jednak. Natomiast jesienią wypijam litry, wielkie kubły, z malinami i miodem lub bez. Najwięcej tej klasycznej, ewentualnie z cytryną. Smakuje mi jak nigdy. Jedna za drugą.

10 kawa czy herbata

11.

Blisko. Muszę mieć ludzi, których kocham i którzy jednocześnie kochają mnie. Nie ma sensu marnować energii na relacje, które nie są obustronne. W pierwszym przypadku to byłby masochizm, a w drugim brak rozsądku. Na szczęście mam ich w sam raz. Tylu, aby się cieszyć i tylu, aby nie zaniedbywać nikogo.

11 blisko

12.

Potrzebuję. Oparcia i ramienia otulającego jak koc. Potrzebuję wesprzeć się i przytrzymać, gdy nie mam siły. Potrzebuję złapać się, zanim zrobię ważny krok. Potrzebuję mieć oparcie, jak niczego innego.

12 potrzebuje

13.

Dzień dobry. Dzień uwielbiam zacząć w łóżku, jeśli mam ku temu sposobność. Wyleżeć się dłużej niż powinnam. Zjeść w łóżku śniadanie i wypić herbatę. Wiem, że to paskudnie, nie ładnie, od tego jest stół i w ogóle i w ogóle. Ale lubię i co mi zrobisz.

13.-dzien-dobry

14.

W deszczu. A to jest skrzat psotnik tego wyzwania. Mogłabym Was oszukać, że padał wtedy deszcz, ale nie miało to miejsca. Tak czy inaczej, jesienny deszcz nie należy do rzeczy, za którymi przepadam. Jeśli nie muszę tak bardzo, że mus to mus, nie wychodzę, gdy pada. Nope.

14 w deszczu

15.

Smakuje. Na tym talerzu to smakuje mi wszystko. Uwielbiam go. Kusił mnie i łechtał moje srocze oko dobre miesiące, nie mogłam tego opanować. Znajcie moją radość, kiedy dojrzałam go na wyprzedaży. No przecież jest wspaniały, też to widzicie.

15-smakuje

Koniec.

Lubicie mnie jeszcze trochę?

13 uwag do wpisu “Jesienne ze snu przebudzenie

  1. Za to ja z czystym sumieniem, z ręka na sercu mogę wykrzyczeć, bo powiedzieć to za mało „JESTEM Z CIEBIE DUMNA” 💗 Nie tylko dlatego że udalo Ci się stworzyć kolejne małe arcydzieła do wyzwania, ale przede wszystkim za to że znowu powrocilaś do pisania i fotografowania, co bardzo kocham! 😍

    Polubione przez 2 ludzi

  2. Na prawdę podziwiam,że udało Ci się zmotywować i zrobić tyle zadań w tak krótkim czasie.Ja wprawdzie czasu miałam więcej,ale też wciąż nowe przeszkody stawały na drodze,hamując moją motywację do działania. W każdym bądź razie nie przyszłam tu marudzić,a powiedzieć,że bardzo bardzo bardzo podoba mi się kilka zdjęć z Twojego podsumowania,szczególnie mam na myśli nr.6,8,10,12. Swoją drogą numer 15 też jest odjazdowy 🙂 Kiedy mignęło mi gdzieś na Insta zdjęcie filiżanki z odbiciem paproci, aż oczy mi się zaświeciły-jest czadowe! Na prawdę ucieszyłabym się gdybym jeszcze raz zobaczyła je w podsumowaniu na blogu Natalii 🙂

    Polubione przez 1 osoba

    1. Tyle miłych słów w jednym komentarzu, ojej, bardzo mi miło. ❤
      No i nieskromnie muszę przyznać, że paproć jest też moim ulubionym zdjęciem tej edycji, chyba każdy z nas ma zawsze takie, z którego najbardziej jest dumny i dla mnie to właśnie ono. 🙂

      Polubienie

Dodaj komentarz