Tarapaty światłoluba

beautiful-woman-enjoying-morning-relax-in-bed-picjumbo-comFollow my blog with Bloglovin

Jestem chodzącym na dwóch nogach paradoksem. Mój ulubiony kolor i odcień wszystkiego to szary. Często przechodzi w czarny, czasami dobrze mu obok brązów i beżów, w porach cieplejszych lubi biel i stonowane pastele. Z drugiej strony należę do grupy „okna bez firan”.

heart

Kiedy byłam dużo młodsza i mama zmieniała firanki, na pytanie, jaką bym chciała teraz, ja odpowiadałam krótką. Potem przyszła era sznureczków i byłam jeszcze szczęśliwsza.

Pamiętam też, jak mama z siostrą śmiały się ze mnie i mojego wikinga (chyba nadal się śmieją). Nie wiem, co to była za okazja, w każdym razie kilka dni wolnego. Mnie zaprosił On, ja zaprosiłam młodszą siostrę i przez kilka dni nocowaliśmy pod jednym krakowskim dachem. Weekend (bo to chyba był długi majowy, pewności nie mam) minął przyjemnie, my wróciłyśmy kolejno do Sandomierza i do Lublina. Niczego nieświadomi, zatopiliśmy się w swoich obowiązkach i brnęliśmy do kolejnego weekendu.

Kiedy następnego razu wróciłam do domu, zostałam brutalnie uświadomiona.

Jak bardzo podobni w niektórych sytuacjach byśmy niebyli, ja jestem światłolubem, on jest jaskiniowcem. Klasyczny podział rządzący tym światem. Jedni, pierwsze co robią to podnoszą rolety, zsuwają firany na bok i cieszą się jasnością. Ci drudzy mogliby zasłon nie ruszać cały dzień i rozpływać się w półcieniu.

Teraz wiem na pewno, że to był weekend majowy, ale wyjątkowo pochmurny i deszczowy. Mieszkanie, w którym byliśmy, mieściło się na poddaszu. Siedzieliśmy w pokoju łączonym z kuchnią i pogadywaliśmy, coś oglądaliśmy, na chwilę każdy zajął się swoimi sprawami. Ja podnosiłam się z krzesła, zamykałam okno i podwijałam roletę, siadałam spowrotem i kontynuowałam buszowanie po Internecie. Za niewiele chwil, Wiking wstawał z sofy, opuszczał roletę i otwierał okno. Potem ja znów wstawałam, odsłaniałam i zamykałam okno. On wstawał, otwierał i zasłaniał. Ten schemat, podobno, powtórzyliśmy kilka razy, bez słowa, bez uwag, koegzystując w idealnej synergii.

Tak przynajmniej zostało mi to opowiedziane. Brzmi zabawnie, trochę też podnosi na duchu, że nie pozabijamy się we wspólnym mieszkaniu.

heart

W ten deszczowy weekend majowy potrzebowałam chłonąć każdy promień, nawet jeśli nie przybierał tej postaci, która razi w oczy. Tak mam podczas większości z 365 dni. O ile szary to mój kolor, ściany będę miała białe. Muszą odbijać światło w każdy zakamarek mieszkania.

Dlatego cierpię katusze, kiedy spoglądam na zegarek, nie ma jeszcze 16, a ja zasłaniam rolety, by swobodnie zapalić światło.

5 uwag do wpisu “Tarapaty światłoluba

  1. Ja mieszkam na końcu wsi i za moim oknem nie ma już żadnego domu mieszkalnego. Nie mam rolet, bo przyzwyczaiłam się do tego, że ich nie ma. I od ponad roku budzi mnie słońce wpadające przez okno (wspominałam, że mam pokój od wschodu?). Jesienią przydatne, latem trochę męczące, bo pobudka o 5 słońcem po nogach do najprzyjemniejszych nie należy. Jednak bardzo to lubię. Kiedy mój pokój jest oświetlony promieniami słońca. Nie wyobrażam sobie zasłaniać okien, ale jak się wyprowadzę do miasta, będę chyba musiała zacząć 🙂

    Polubienie

    1. Ależ zazdroszczę… Nie cierpię tego momentu, kiedy o godzinie 15, tak jak dzisiaj musiałam zapalić lampkę do pracy przy biurku i jednocześnie zasłonić roletę. Po pierwsze moja stancja jest na parterze, a po drugie wyglądając przez okno widzę przez niezasłonięte okna krzątających się po kuchniach i pokojach ludzi… Nie to, żebym ludzi nie lubiła, ale w swoim pokoju, chciałabym nie być widoczna dla świata, tylko on jest miejscem swobody, jak mogłoby być inaczej. 😦

      Polubienie

Dodaj komentarz